sobota, 23 czerwca 2012

Trogir


Dzień trzeci pobytu w Chorwacji był dniem wolności. Nie było żadnych punktów programu do zrealizowania, poza stawieniem się na porannym i wieczornym posiłku. Odetchnęłam z ulgą, bo towarzystwo całej ferajny z wycieczki było dość męczące – narzekanie, że hotel brzydki, że śniadanie za wcześnie, że chleb inny w smaku, że ryba ma ości, że droga daleka, że na plaży nie ma piachu, tylko kamienie. Ludzie, litości! Byliśmy na wakacjach, ale oni nawet na chwilę nie potrafili wyłączyć opcji „Polak”. Polak narzeka, Polak wymaga, bo Polak płaci… taa, tylko, że płaci śmiesznie małe pieniądze ze wyjazd, który pozwala zobaczyć Chorwację i Bośnię w pigułce. Już będąc dwa lata wcześniej w Hiszpanii na wycieczce objazdowej, zdałam sobie sprawę, że Polak i tak najlepiej będzie czuł się w Mielnie ewentualnie Dziwnowie, gdzie jedynym jego zadaniem w czasie wypoczynku jest rozpalić grilla i przejść się do najbliższego Samu spożywczego po czteropak piwa, ewentualnie rozłożyć ręcznik na plaży. Skory wycieczka była z nazwy swej objazdowa, to jak można marudzić na to, że trzeba zwiedzać, chodzić po kilka kilometrów dziennie, przemieszczać się autokarem z punktu A do punktu B.  Jak słyszałam te autokarowe dyskusje, knucie jakichś spisków przeciwko decyzjom pilota,  to chciałam się zapaść w fotel, na którym siedziałam albo użyć młoteczka wiszącego nad głową, rozbić tę szybę z napisem „wyjście bezpieczeństwa” i po prostu uciec. 
No i w końcu nam się udało.  Dzień trzeci był dniem ucieczki – chodziliśmy sami, zapuszczaliśmy się w miejsca, do których turyści zazwyczaj nie trafiają. W wąskich uliczkach średniowiecznego miasta kluczyliśmy, gubiliśmy się i na nowo odnajdywaliśmy. Byliśmy w Trogirze
Sławek ma słabość do fig i figowców, więc fotografował je co chwilę.

Plażowe znaleziska

Mityczny jeżowiec - tyle się o nich nasłuchałam, a tu proszę, całkiem niewinne stworzonko przypominające kasztan jadalny

Droga z hotelu do Trogiru - jakieś 4 km przyjemnego spaceru wzdłuż wybrzeża


Maryjka strzegła portu

Stara, zabytkowa część Trogiru leży na wyspie - zdjęcie z mostu na ową wyspę prowadzącego

Sławek pozuje i kontempluje

Promenada jak ta lala

Rynek , a w tle po prawej... śpiewający kelnerzy :)




A tak to wygląda z lotu ptaka - ja nigdzie osobiście nie wzlatywałam, zdjęcie skradzione (http://www.wayfaring.info/wp-content/uploads/2011/09/Trogir-Trogir.jpg)





7 komentarzy:

  1. i dlatego jak mama mowi 'zapisze was na jakas wycieczke z exodusa', to ja sie zapieram nogami i rekami :) wycieczki z marudzacymi polakami? that's not my cup of tea :) jeszcze by mi kazali wejsc na jakas sleze i wlaczyloby mi sie marudzenie do entej potegi :) ja mam tak, jak nasz kot, jestem szczesliwa tylko wtedy, jak moge lazic wlasnymi sciezkami ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze możecie jechać na tzw."wycieczka z wypoczynkiem", czyli zawożą, karmią, zostawiają samemu sobie, proponują wycieczki fakultatywne albo i nie, na które można jechać, ale nie trzeba, a Wy sobie robicie co chcecie przez ten cały czas. Tylko jak dla mnie siedzenie w jednej miejscowości jest nudne.

    OdpowiedzUsuń
  3. no nie wiem, mi sie podobalo siedzenie w barcelonie :) chcialabym jeszcze tak posiedziec w pradze I amsterdamie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. nie no w dużym mieście, to wiadomo, że najlepiej pobyć dni kilka, ale w takim Trogirze po jednym dniu już się widziało wszystko. Nas wtedy tylko przegonili przez Barcelonę i niewiele pozwolili zobaczyć. Jakiś nudny godzinny pokaz fontann kazali oglądać, zamiast zaprowadzić w fajne miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  5. no co ty gadasz? to tam byly jakies pokazowe fontanny? ;P

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. http://siedlarski.pl/img/2008-04-18_barcelona/b/BS-20080419-205715-IMG_6927.jpg
    pewnie nas tam zabrali, bo pokaz był za darmo. ta fontanna jest przed tym pałacem wybudowanym z okazji Wystawy Światowej, byliście w ogóle w tych rejonach? Tam obok była taka fajna rzeźba słonia stojącego na jednej nodze.

    OdpowiedzUsuń