Ślęża jest odpowiednikiem wrocławskich galerii handlowych – gdy pogoda nie sprzyja, mieszczuchy gromadzą się w centrach handlowo-usługowych; gdy tylko robi się cieplej, masowo ruszają na Ślężę, zupełnie jakby na szczycie miała ich czekać wielka wyprzedaż telewizorów. Całymi tabunami, z całymi rodzinami i całymi torbami wypchanymi rzeczami niezbędnymi do rozpalenia grilla udają się na to pradawne pogańskie miejsce kultu. Kult także uprawiają tu swoisty – kult kiełbasy z rusztu i śmiecenia w miejscu biesiadowania. No cóż, być może jestem niesprawiedliwa, być może są wśród tych mas jednostki spragnione kontaktu z naturą, chcące uciec od miejskiego zgiełku, pragnące poznać „moc” góry, ale giną oni w tłumie weekendowych turystów, przypominających swym zachowaniem atak szarańczy. Takie są przynajmniej moje odczucia po tegorocznej wizycie w masywie oddalonym zaledwie 33 kilometry od Wrocławia. Zapewne niewielka odległość przyciąga Wrocławian niczym lep na muchy w te rejony, a tendencję tę wzmaga dość łatwa droga prowadząca na szczyt – kobiety w balerinkach i klapkach, dacie radę zdobyć tę górę (skoro i Giewont wam nie straszny;)).
Czy zatem jest sens w ogóle udawać się na Ślężę? Gdyby nie było, to by tego posta nie było i mnie dwukrotnie na najwyższym szczycie masywu. Warto jednak nie podążać ślepo za tłumem spragnionych grillowanej kiełbasy i znaleźć taki szlak (a wiele ich zostało wyznaczonych), który nim dotrzemy na szczyt, pokaże nam całą niezwykłość tego miejsca w pełnej krasie. Warto mieć też na uwadze fakt, że masyw ten jest znacznie bardziej rozległy niż tylko wierzchołek Ślęży i składa się z kilku interesujących części (Ślęża z Wieżycą, Gozdnicą i Stolną; Radunia; Czernica), z których każda otwiera się na wspaniałe panoramy okolicy. Na Raduni znajduje się kamienny krąg kultowy, otaczający sanktuarium księżyca i Dębowy Grzbiet pokryty fantazyjnie rozrośniętymi dębami, a przede wszystkim dużo łatwiej uniknąć tam rozdeptania przez rzekę ludzi stale obecną w drodze na Ślężę.
Poniżej fotorelacja z naszej wyprawy całodniowej na Masyw Ślęży wiosną 2010 roku i z ekspresowego zdobycia szczytu w marcu tego roku (tym razem już z psem).
|
Mantek maca omszałe głazy |
|
Mantek udaje konającego żołnierza na polu bitwy... a tak naprawdę to się opala |
|
Droga na szczyt była kamienista... |
|
...ale widoki rekompensowały trudy wszelakie. |
|
takie tam - próchno |
|
widoczki widoczki |
|
tłumy na szczycie w 2010 |
|
i jeszcze większe tłumy na szczycie w 2012. Kuki był i potwierdza. |