Były takie czasy, kiedy nie było tego bloga w wielkim królestwie internetu, a nasz wierny towarzysz wycieczek
– pies, jeszcze się nie narodził i zapewne nikt nie przeczuwał, że widok psa
biegającego w lesie po suchych, jesiennych liściach, na których zawsze dostaje
turbodoładowania, będzie jednym z moich ulubionych widoków. To było dawno, bo w
tym roku mija trzeci rok psiego życia (w jego rachubie już chyba nawet nastolatkiem nie jest), a niemal od początku z nami podróżował i
ostentacyjnie obszczekiwał konduktorów w pociągach, bo chyba nie lubi wąsatych
panów po 40 z kasownikiem dyndającym u pasa.
Był zatem taki czas, kiedy w trakcie wycieczek musieliśmy sobie sami
starczać za towarzystwo, skoro psa nie było, więc dla równowagi i urozmaicenia
najczęściej braliśmy rowery. Żaden ze mnie cyklista, a już na pewno moje
umiejętności jazdy jednośladem spadają niemal do zera w starciu z górskimi
podjazdami i rowerem objuczonym sakwami z całym dobytkiem, ale mimo to, kilka
takich wyjazdów mamy na koncie.
Najmilej wspominam ten najtrudniejszy (przy moich
miernych technicznych i fizycznych umiejętnościach poruszania się rowerem), czyli trasę wiodącą z Boguszowa przez Krzeszów, Lubawkę do
Bukówki. Pobyt w Bukówce zdecydowanie do nudnych nie należał, nie tylko z tego względu na
urodę tego miejsca, czy fakt, że był to mały survival, w czasie którego za
miejsce do przyrządzania posiłków i grzania wody do mycia służyło nam stare
wiadro bez dna, a za ruszt robiła kratka z lodówki, ale też dlatego, że każdego
dnia staraliśmy się zobaczyć coś cieszącego oczy w okolicy. I tak jednego dnia
pojechaliśmy rowerami do Žacléřa,
po drodze głaszcząc owce i zahaczając o źródła Bobru. Kolejny dzień to
wycieczka pociągowo-rowerowa do Trutnova, z którego wracaliśmy przez Okrzeszyn,
Uniemyśl, Chełmsko Śląskie. Dzień następny to wejście na Zadzierną (724 m n.p.m.),
najwyższe wzniesienie wzgórz Bramy Lubawskiej, z którego rozpościera się widok
na całą okolicę (zbiornik Bukówka, Bramę Lubawską, Góry Krucze, Rudawy
Janowickie oraz wschodnią część Karkonoszy, okoliczne wzniesienia i
miejscowości), a później spacer wokół zbiornika Bukówka. A kiedy przyszedł czas powrotu – ulewny
deszcz nie chciał nas wypuścić, ale decyzja zapadła, więc w strugach deszczu,
leśnymi ostępami, objuczeni opatulonymi w worki foliowe sakwami, wracaliśmy do
Boguszowa.
|
Widok na Krzeszów i bazylikę w remoncie |
|
Pierwszy postój, pierwszy posiłek tuż przed Krzeszowem - scyzoryk i świeża bułka, czyli podstawowy zestaw wycieczkowy |
|
Ponure poobiedzie nad jeziorem zaporowym w Bukówce tuż po dotarciu do celu |
|
BHP przede wszystkim, czyli nasza kuchnia ekstremalna |
|
Owce z Niedamirowa polubiły mnie od razu... |
|
Sławkowi już nie były tak przychylne i jasno dały do zrozumienia, że przyjaźnić z nim się nie będą |
|
Tradycyjna architektura w czeskim miasteczku Žacléř |
|
Mroczne putta jako dekoracja portalu zaclerskiego kościoła. |
|
Słońce wspaniałomyślnie pokazało się na kilka chwil tuż przed zachodem i pozwoliło nam zrobić kilka klimatycznych, pocztówkowych fotosów |
|
Rynek w Trutnovie |
|
Gdyby chleb mógł ożyć... czyli fantazja czeskich piekarzy |
|
Trutnovskie podcienia |
|
Domy Tkaczy w Chełmsku Śląskim |
|
W drodze na Zadzierną |
|
I widok ze szczytu |
|
Domek opatów na wodzie w Betlejem |