poniedziałek, 11 marca 2013

Dubrownik

Kiedy w zeszłym tygodniu temperatura we Wrocławiu poszybowała powyżej 10 stopni na plusie i wyjęłam lekką kurtkę, a ciepłe buty ukryłam przed światem, chciałam już sobie dopisać do osiągnięć życiowych: "Przeżyłam kolejną polską zimę prawie bez szwanku". Jakże się myliłam... gdy dziś wstałam na termometrze było -5, a trawniki pokrywało coś białego i zupełnie do mojego wyobrażenia o nadchodzącej wiośnie nieprzystającego. Pogoda czasem potrafi bardziej rozczarować niż niejeden człowiek. Z człowiekiem zawsze można przynajmniej próbować pertraktować i wyperswadować mu dziwne zachowania, które wszystkich zasmucają. Pogoda jest nieubłagana, a w Polsce w dodatku zupełnie ludziom nieprzychylna, nienawidzi Polaków i na moje marzenia o słońcu leje marznącym deszczem.
Więc czas na Dubrownik, który aż krzyczy z folderu Bałkany: "pokażcie mnie światu!" W końcu nie na darmo Dalmację charakteryzuje największa ilość dni słonecznych w ciągu roku. Dziś więc uzupełniam niedobory witaminy D, gapiąc się na słoneczne zdjęcia i próbując sobie przypomnieć, jak to było, gdy człowiek się pocił na murach okalających Stare Miasto w Dubrowniku i bawił się z wylegującymi się wszędzie, pokonanymi przez upał kotami.
Złowieszcza chmura, która kazała sądzić, że pogoda nie będzie zbyt dobra w tym dniu - nasz błąd.
W drodze do Dubrownika - przystanek w Makarskiej
Pola w delcie Neretwy widziane przez upaćkaną szybę autobusu.

Zbliżamy się do celu - Dubrownik na horyzoncie


Punkt zbiorczy wycieczki pod urokliwą fontanną, bo choć tego nie widać - Dubrownik = tłumy, więc łatwo było się zagubić i podążać za nie swoim przewodnikiem.




Kot jak to kot - nic go nie obchodzi, nawet hałaśliwa chmara turystów, otaczających cokół pomnika, który wybrał sobie na miejsce sjesty.

Miejska studnia

Wypatruję szejka, który ponoć niedawno zawitał do portu w Dubrowniku na swoim jachcie wysadzanym diamentami i złotem.



Na murach było najlepiej - mniej ludzi, oznacza mniej ocieractwa.






Turyści wzdychają z zachwytu, a obok toczy się całkiem zwyczajne życie - mieszkańcy zdają się ignorować fakt, że z murów można zajrzeć im do domów
Kot morderca, który tylko udawał niewiniątko na potrzeby zdjęcia - mój palec w starciu z jego pazurami nie miał szans.  Był zainteresowany naszą obecnością, tylko ze względu na pyszny burek ze szpinakiem, który konsumowaliśmy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz