W marcu zachciało nam się przebyć po raz kolejny fragment najgorszej polskiej drogi. Taka bowiem jezdnia, a raczej to co z niej pozostało, w postaci podziurawionej jak sito nawierzchni, w której więcej jest dziur niż asfaltu, prowadzi do Okrzeszyna, wsi leżącej w tzw. Worku Okrzeszyńskim, przy granicy polsko-czeskiej. Droga ta nie tylko rozsypuje się niemal na oczach jej użytkowników, ale też kończy się nagle i do Czech od strony Okrzeszyna dotrzeć można jedynie pieszo. Warto się jednak pofatygować na ten przygraniczny koniec świata, o którym tak niewielu wie. Wzdłuż granicy biegnie bowiem masyw Jańskiego Wierchu, na którego szczycie, grzbiecie i zboczach znajdują się liczne formy skalne, w tym także wychodnie, tworzące naturalne punkty widokowe.
Było słonecznie, trochę zimowo (miejscami śnieg po kolana), trochę już wiosennie (roztopy, ptaki ćwierkające i śpiewające w takt godowych treli), a przede wszystkim było bardzo "po naszemu" czyli brak turystów, piękne okoliczności przyrody, skały, strumienie i dwa psy (jeden pożyczony - a niech ma coś chłopak od życia i sobie popodróżuje).
|
W drodze na Jański Wierch |
|
Widok na czeską stronę i wieś Petříkovice |
|
Skały, strome skały, a na skale człowiek mały |
|
Krausova vyhlídka pod Jánským vrchem |
|
Krausova vyhlidka |
|
Wlot do jaskini Medvědí doupě na Jańskim Wierchu |
|
Nad nami piękne słońce, a w oddali śnieżyca |
|
Pozostałości po kopalni uranu, która pomimo powstania i poważnych planów eksploatacyjnych, nigdy nie prowadziła wydobycia z powodów ekonomicznych |
|
Krzyż pokutny |