środa, 1 października 2014

Dawny kamieniołom w Głuszycy Górnej

Gdzieś za torami kolejowymi skręca się w boczną, wąską drogę, mija się ogródki działkowe, kilka ostatnich domów w budowie, kawałek pola, wchodzi się w kilka ostrych zakrętów i oto jest. Miejsce magiczne, godne nakręcenia tu jakiegoś filmu, w którym dawny kamieniołom udawałby amerykański kanion. Albo najlepiej, żeby niczego nie udawał, tylko żeby ktoś po prostu zechciał pokazać jego piękno. Woda idealnie przejrzysta, wysokie wielobarwne skały, z jednej z nich wypływa gdzieś strumień, zimą tworzący lodospad, drzewa fantazyjnie powyginane nad skalnymi krawędziami, poziomki rosnące na skalnych półkach. W gąszczu zarośli odnajdujemy omszałe, zarośnięte pajęczynami schody i wspinamy się na górę, by z tej perspektywy patrzeć w lazurową toń. Nawet tu, z kilkudziesięciu metrów wysokości, dostrzec można stada kolorowych ryb okupujące małe zatoczki między skałami. Upał jest niesamowity (to w końcu środek lipca), owady latające tuż przy twarzy przypominają nam boleśnie, że to my jesteśmy tu intruzami, ale cieszymy się jak wariaci, że tu weszliśmy i uciekliśmy… od pływających na materacach o wątpliwej wytrzymałości lokalnych chłopaków, którzy pokrzykują do siebie okraszając wulgaryzmami każdy słaby żarcik, od rodziny z rozwrzeszczanymi dziećmi, która jest świetnie przygotowana na „plażowanie” na brzegu kamieniołomu i już wypakowuje piłki, dmuchane kółka, grilla i zapas browarów, od śmieci, które zarówno jedni, jak i drudzy zostawią po sobie na brzegu. Czasem marzę, by takie miejsca były rezerwatami, by mogły istnieć same dla siebie i swojego uroku, a człowiek był gościem, którego jedynym zadaniem jest podziwianie.

Od strony "plaży" zalany kamieniołom wyglądał na niewielki zbiornik otoczony skalistymi brzegami.


Im wyżej wzdłuż brzegu szliśmy, tym woda przybierała bardziej lazurowe odcienie




Ryby










A tak wyglądały schody, które wiodły niemal na samą górę. Nie było łatwo ich odnaleźć, nie ma tu żadnych oznaczeń i jedynie mocne przeczucie, że musi być jakaś droga na szczyt pozwoliło nam je wypatrzeć w gęstwinie. 


Zbiornik powstały w wyrobisku melafiru ma ponad 300 metrów długości i składa się z dwóch części oddzielonych skalnym przewężeniem, dlatego, kiedy patrzyliśmy na niego z dołu nie wydawał się tak duży, bo druga część kryła się "za zakrętem"







Kuki potwierdza, weszliśmy naprawdę wysoko




Dla oddania skali - zdjęcie maleńskiego pływaka



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz