środa, 13 kwietnia 2011

Góry Bystrzyckie

Cóż tu dużo mówić - zmusiłam S. do zrobienia fotostory z jego jednoosobowej wyprawy w Góry Bystrzyckie, która miała miejsce pod koniec marca, insynuując, że się nie angażuje w bloga. Wierzgał, pluł i kąsał, ale w końcu dodał zdjęcia i powiedział, że mogę coś napisać w ramach wstępu. No więc, to by było na tyle tytułem wstępu.

Ps.W piątek czeka nas wycieczka już całą gromadą dwu i pół-osobową (psa liczymy jako pół, bo jest kurduplem i ma tańsze bilety). Będą więc nowe zdjęcia, tym razem ze sztafażem ludzko-zwierzęcym, bo i Sławek i pies posłusznie godzą się, a czasem dzieje się to i bez ich pozwolenia, na pozowanie na tle krajobrazu. Wyględni i wdzięczni z nich modele, choć psa trzeba przekupywać, żeby się nie ruszał. Za jedzonko, to nawet zatańczy i powie coś w stylu Lorda Vadera.

Czosnek niedźwiedzi nad potokiem Gołodolnik - najpierw go poczułem, potem zobaczyłem.
Kwiecista dolina u podnóża zamku Szczerba. Widok łagodzący skołatane wielkim miastem nerwy.











Ruiny zamku Szczerba- pozostały z niego resztki, podobno kiedyś był jedną z okazalszych warowni w Sudetach.
Brama prowadząca na dziedziniec zamku.
Widok ze skał koło zamku w dół doliny.
Wejście do jaskini Solna Jama. 2-3 km od zamku Szczerba.
Wewnątrz jaskini. Ciemność. Wilgoć. Klaustrofobia ;)
Ściany jaskini wypreparowane przez wodę w marmurze.
Ostatnie płaty śniegu w ostatni dzień marca.
Mech torfowiec po drodze z jaskini na szczyt góry Czerniec (891m.n.p.m).
Widok na wschodnią stronę Ziemi Kłodzkiej ze wzgórzami, o intrygującej nazwie Krowiarki, na horyzoncie.
Potok Gołodolnik.
Po wdrapaniu się na najwyższy szczyt Gór Bystrzyckich - Jagodną (977m npm) zszedłem do schroniska w małej wiosce Spalona. Niestety na Jagodnej nie było nic ciekawego do sfotografowania.
Było zdecydowanie poza sezonem turystycznym... byłem tam jedynym żywym gościem.
Dzień drugi. Stara sudecka chata w Spalonej. Początek drogi do Bystrzycy Kłodzkiej.
Porzucony buldożer.
Jeden z dopływów Bystrzycy. W drodze do wioski Młoty.
Makromech
Mchy i porosty. Potem było z  górki, było więcej ludzi a mniej mchu.
Pięknie pachnący lecz trujący wawrzynek wilczełyko.



2 komentarze:

  1. Az nie wiem, co napisac. Zazdroszcze, ze zawsze macie checi wyrwac sie z tego miasta i po prostu byc;)

    OdpowiedzUsuń
  2. natol ma racje. ja tez zazdroszcze. my odkad nie mamy auta systematycznie mulimy (bo pociagiem/autobusem tutaj za drogo i za dlugo, i za duzo przesiadek, i w ogole ciezko gdziekolwiek dotrzec). i dlatego kupujemy gory ksiazek i zamieniamy sie w grube podkocykowe koty kanapowe.

    OdpowiedzUsuń