poniedziałek, 28 marca 2011

marcując się

Było w marcu zeszłego roku i tak. Słońce. Bluza jako odzienie wierzchnie. Zapach chałki unoszący się w całej okolicy, czyli nasz wyjazd do Leśnicy.
Daleko to to nie jest, wówczas dało się tam jeszcze dojechać tramwajem, a że okoliczności przyrody były sprzyjające, to nie warto się było spieszyć. Leniwa niedziela, której leniwą atmosferę podzielały dwie leniwe osoby snując się po zamkowym parku i czerpiąc ze słońca tajemniczy składnik X, przywracający chęć do życia (potocznie nazywany witaminą D).

Platany - lubuję się w tych drzewach, bo mają zapędy ekshibicjonistyczne...











W cudze upodobania nie należy wnikać, dopóki drzewu nie dzieje się krzywda

1 komentarz:

  1. ej, u nas w miescie w ogole nie ma szyszek. wychodzi na to, ze trzeba nam wracac do pl :)

    OdpowiedzUsuń