poniedziałek, 14 marca 2011

na przednówku (fajny archaizm)

Miała być druga odsłona Hiszpanii, bo setki zdjęć stamtąd zalegają na dysku, ale nie będzie. Nie będzie, bo mi się nie chce w tych setkach grzebać, bo Sławek się zobowiązał, że kiedyś jakiegoś zgrabnego posta o hiszpańskich klimatach  jeszcze spłodzi - mężczyźni ponoć płodzić lubią... A tymczasem zdjęcia sprzed tygodnia z Boguszowa spod góry Dzikowiec - a więc rodzinne rejony Sławkowe. Wycieczka niezbyt długa, bo zimno, bo pieskowe łapki krótkie, bo moje buty nierozchodzone i nieco ciasne, bo czekali na nas z obiadem i poganiali telefonicznie. 3 godziny chodzenia po lesie to w sam raz - nie ma co się forsować po zimowym letargu, jeszcze nie sezon na "stalowe łydy" i zdobywanie szczytów.
Widoki jakie zapewnia pkp przez brudną szybę ostatniego wagonu.















Piesek nam się zamyślił w kontakcie z łonem natury

























































 
Tutaj, gdy jest ciepło, grasują bobry. Żadnego zatem nie było mi dane zobaczyć, a tym bardziej poczochrać




Pies ma cień jakiś bardziej krowi niż psi 
Plecak, pies i ja w babcinej chuścinie - wiatr odmrażał mi uszy, które za nadto odstają od głowy.






































Wyciąg obok którego Cookie doznał trwałego uszczerbku na zdrowiu - bardzo gruby pies odgryzł mu kawałek białej końcówki ogona.




























































































































2 komentarze:

  1. ej, mam identyczna chustke :) czy ten bardzo gruby pies mial wscieklizne?

    OdpowiedzUsuń
  2. raczej nie miał, bo był ociężały i na wściekłego nie wyglądał. Kukiemu się należało, bo sam ma wściekliznę i kociokwik i nieustannie zaczepia i molestuje inne psy (chce z nimi tańczyć makarenę).

    OdpowiedzUsuń